Spacer z Faustyną – Miłość większa niż wstyd
- Beata
- 12 cze
- 8 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 24 lip
Blog cykl: Święte Kobiety i ich wewnętrzna siła
Kobieta, która słyszała Głos Miłosierdzia.
Być może słyszałaś, ale jeśli jesteś Polką, to na pewno słyszałaś o Dzienniczku św. Faustyny. Może modlisz się Koronką lub Nowenną do Bożego Miłosierdzia i znasz obraz Jezusa z promieniami wychodzącymi z Jego serca i słowa: „Jezu, ufam Tobie.”
Ale… czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, kim naprawdę była Helena Kowalska, zanim została siostrą Faustyną?
Kim była ta cicha młoda kobieta w habitowym fartuchu, pracująca jako pomoc domowa - niepewna siebie, głęboko wrażliwa – a jednak niosąca w sercu pragnienie niepojętej miłości?
Nie była teologiem ani doktorem Kościoła, choć objawiła światu orędzie, które dziś powtarza cały Kościół: Jezu, ufam Tobie. Nie pochodziła z bogatej rodziny, by bez problemu dostać się nawet do zakonu, ale się dostala. Urodziła się w ubogiej, kochającej się rodzinie chłopskiej, w niewielkiej miejscowości Głogowiec (województwo łódzkie), w 1905 roku. W domu Kowalskich panowała modlitwa, prostota i wzajemna troska. A jednak, mimo tej rodzinnej miłości, Helena czuła w sobie pustkę, która nie dawała się zapełnić tym, co dawał świat.
Szukała. Tęskniła. Pytała:
– Czy Bóg może mnie kochać taką, jaka jestem – bez udawania, bez poprawiania się na siłę?
Jej droga do rozeznania powołania nie była łatwa. Spotykała się bardzo często z brakiem zrozumienia – nie tylko ze strony otoczenia, ale i we własnym sercu. Miała chwile buntu, wstydu, zwątpienia.
"Cierpienia i przeciwności w początkach życia zakonnego przerażały mnie i odbierały mi odwagę. Toteż modliłam się nieustannie, aby mnie Jezus wzmocnił i dał mi moc Ducha swojego Świętego, żebym mogła spełnić we wszystkim Jego Świętą Wolę, bo od początku znałam i znam słabość swoją.
Wiem dobrze, czym jestem sama z siebie, dlatego Jezus odsłonił oczom duszy mojej całą przepaść nędzy, jaką jestem, a przez to rozumiem dobrze, że cokolwiek w duszy mojej jest dobrego, jest to tylko łaska Jego święta.
To poznanie nędzy mojej daje mi zarazem poznać przepaść miłosierdzia Twojego. W
życiu swoim wewnętrznym patrzę jednym okiem w przepaść swej nędzy i nikczemności, jaką jestem, a drugim okiem patrzę w przepaść miłosierdzia Twego, Boże."
Faustyna wiedziała tylko jedno: że w świecie, który uczył ją milczeć i przystosowywać się, jej serce chciało wołać głośniej.
O coś więcej.
O Kogoś więcej.
Spacer z Heleną Kowalską zanim została świętą.
🌿 Zapraszam cię na spacer, a raczej na spotkanie na ławeczce w promieniach słońca.
To będzie spotkanie z dziewczyną, kobietą która nie wiedziała, że stanie się apostołką miłosierdzia. Kobietą, która znała biedę, ciężką pracę i samotność serca.
Kobietą która szukała swojej kaplicy – swojego miejsca, gdzie Jezus przemówi i nikt już nie będzie w stanie jej zatrzymać.
Być może odnajdziesz w tej historii cząstkę siebie: swoje własne pytania, zmagania i tęsknoty.

Rozmowa: Na warszawskiej ulicy, między ciszą a wyborem
Spaceruję wąskimi uliczkami Woli, wokół kościoła św. Wojciecha. Zieleń pobliskiego skweru, poranne światło przebijające się przez liście kasztanowców. Słychać ptaki i z daleka stukot tramwaju – Warszawa wciąż oddycha. A ja, w moim tempie, powoli zanurzam się w ciszy. To tutaj, w tej dzielnicy, gdzie zwykłe życie splotło się z niebem, spotykam Faustynę. Nie widzę jej, ale czuję – w myślach, w krokach, w sercu.
Dochodzimy do klasztoru. Siadamy na drewnianej ławeczce przy kaplicy na Żytniej. Brukowana ulica, kamienice, delikatny stukot kół dorożki. Czas zwolnił. Czuję, że to nie moje dziś. Przeniesiona przez warstwy historii – wchodzę w jej opowieść.
Ta młoda kobieta obok mnie, w prostym habicie, z dłoniami splecionymi na kolanach, spojrzeniu utkwionym gdzieś daleko – może w duszy, może w Obietnicy, ale jednocześnie przenikającym moje własne serce to Helena Kowalska. Siadamy razem na ławeczce historii, ale nie w ciszy milczenia – to spotkanie z tą, którą świat poznał jako świętą Faustynę. W jej oczach widzę głębię, która nie przestaje pytać. Słucham, jak snuje swoje wspomnienia – o wołaniu, które rozbrzmiewało w sercu, o nocach pełnych łez, o świetle, które przyszło przez głos.
To nie tylko opowieść o powołaniu. To wejście w intymny dialog duszy z Miłością.
Faustyna. Jeszcze nie święta. Jeszcze zagubiona. Ale już niesiona Miłością.
Ja (szeptem):
– To tutaj zrobiłaś pierwszy krok po „tak” wypowiedzianym tamtej nocy… prawda?
Faustyna (z łagodnym uśmiechem, ale i cieniem zadumy w oczach):
– Tak. To miejsce zapisało się w moim sercu. Jednak zanim to się stało był bal, piękna suknia, śmiech, muzyka. A w środku – głęboka pustka i pytanie, które nagle przebiło się przez otaczające dźwięki: „Dokąd mnie będziesz zwodzić?”
Siedzimy w ciszy. Nie muszę nic mówić. Wiem, że ta cisza mówi więcej niż tysiące słów. Ona tu nie przyszła z gotowym planem. Przyszła, bo Jej serce już nie mogło dłużej milczeć.
I może ja też przyszłam tu dziś po coś więcej niż tylko historię.
Miłość większa niż wstyd
Faustyna (ciszej, jakby znowu wracała wspomnieniami do sali balowej):
– "W pewnej chwili byłam z jedną z sióstr swoich na balu.
Kiedy się wszyscy najlepiej bawili, dusza moja doznawała wewnętrznych [udręczeń]. W chwili, kiedy zaczęłam tańczyć, nagle ujrzałam Jezusa obok.
Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami, który mi powiedział te słowa:
„Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz?"
– To było pytanie, które mnie zatrzymało. W jednej chwili zobaczyłam całą moją duszę. I wiedziałam: On czekał. Czekał na mój powrót. Od tamtej chwili nie mogłam już żyć tak samo.
"W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed oczu moich towarzystwo, w którym się znajdowałam, pozostał Jezus i ja. Usiadłam obok swej drogiej siostry, pozorując to, co zaszło w duszy mojej, bólem głowy. Po chwili opuściłam potajemnie towarzystwo i siostrę, udałam się do katedry św. Stanisława Kostki. Godzina już zaczęła szarzeć, ludzi było mało w katedrze; nie zwracając [uwagi] na nic, co się wokoło dzieje, padłam krzyżem przed Najświętszym Sakramentem i prosiłam Pana, aby mi raczył dać poznać, co mam czynić dalej." (Słowa dosłowne z Dzienniczka 9
Faustyna patrzy przed siebie, jakby widziała tamtą chwilę z nową wyrazistością.
Ja:
– Nie bałaś się?
Faustyna:
– Bardzo. Ale jeszcze bardziej bałam się żyć dalej bez odpowiedzi, bez sensu.
To był moment graniczny. Porzuciłam wszystko. Wsiadłam do pociągu bez walizki.
„Nie patrz na to, co myślą ludzie. Ja ci wystarczę.” – powiedział Jezus.
I On mi naprawdę wystarczył.
Ja (z wahaniem, ale szczerze):
– Dziś tyle młodych kobiet czuje, że muszą „coś znaczyć”, coś udowodnić. Być kimś. A Ty… nie miałaś wykształcenia, pozycji…
Faustyna (spokojnie, z głębi serca):
– Nie, nie miałam. Ale miałam w sercu głód. Ogromny. I nie udawałam, że go nie ma.
(patrzy z łagodnością)
– Nie musisz być „kimś” dla świata. Wystarczy, żewiesz, że jesteś umiłowaną córką Boga. To jest twoja prawdziwa tożsamość. On nie czeka, aż się poprawisz, aż zasłużysz. On już cię kocha. Teraz. W tym stanie, w którym jesteś. Sam nie o tym zapewnił.
„Łaski, których ci udzielam, są nie tylko dla ciebie, ale i dla wielkiej liczby dusz... A w sercu twoim jest ustawiczne mieszkanie Moje.
Pomimo nędzy, jaką jesteś, łączę się z tobą i odbieram ci nędzę twoją, a daję ci miłosierdzie Moje; w każdej duszy dokonywam dzieła miłosierdzia, a im większy grzesznik, tym ma większe prawa do miłosierdzia Mojego.
Nad każdym dziełem rąk moich jest utwierdzone miłosierdzie Moje. Kto ufa miłosierdziu Mojemu, nie zginie, bo wszystkie sprawy jego Moimi są, a nieprzyjaciele rozbiją się u stóp podnóżka Mojego.” (Dz. 723)
Ja (niemal szeptem):
– Ale… czy naprawdę można kochać kogoś, kto ciągle upada?
Faustyna (z czułością i stanowczością):
– Miłość Jezusa to nie uczucie. To ogień. To wierność, która się nie cofa. On wie, że jesteś krucha. Że się gubisz, plączesz w gęstwinie spraw swoich i cudzych. Ale to nie przeszkadza Mu cię wybierać – każdego dnia od nowa.
(patrzy prosto, z przejrzystością duszy)
– Wiesz… ja też nie czułam się godna. Wciąż potykałam się o swoją własną nędzę, przy każdym nowym kroku. Ale On powiedział mi coś, czego nigdy nie zapomnę:
„Córko Moja, Postępuj jak żebrak, który nie wymawia się, jak dostanie większą jałmużnę, ale raczej dziękuje serdeczniej; i ty, jeżeli ci udzielam większych łask, to nie wymawiaj się, żeś niegodna ich. Ja wiem o tym, ale raczej ciesz się i raduj, i bierz tyle skarbów z serca mojego, ile udźwignąć możesz, bo wtenczas lepiej mi się podobasz. I jeszcze ci coś powiem — nie tylko bierz te łaski dla siebie, ale i dla bliźnich, to jest zachęcaj dusze, z którymi się stykasz, do ufności w nieskończone miłosierdzie moje.
O, jak bardzo kocham dusze, które mi zupełnie zaufały — wszystko im uczynię. ” (Dz. 294)
Ja (cicho, z drżącym uśmiechem):
– A jeśli znów zawiodę?
Faustyna (z lekkim uśmiechem, jakby znała odpowiedź od zawsze):
– To wrócisz. I On będzie czekał. Zawsze. Bo Jego miłość nie zna słowa „dość”.
Zamknęłam oczy. I choć nic się nie zmieniło… wszystko było inne. Jakby światło przeszło przez pęknięcie.
Dlaczego ja lubię Faustynę?
🌸 Bo pokazała mi, że świętość nie zaczyna się od siły, ale od głodu.
🌸 Bo miała w sobie wszystkie pytania, które ja mam dziś – o to, czy wystarczam, czy mogę być kochana mimo winy, czy Bóg się nie zawiedzie.
🌸 Bo zmieniła obraz Boga dla nas, kobiet – Boga nie jako wymagającego sędziego, ale jako czułego Oblubieńca, który mówi: „Nie bój się. Kocham cię nie za to, jaka jesteś. Ale pomimo tego, jaka jesteś.”
🌸 Faustyna pokazała mi, że można mieć serce przeorane wstydem i być mieszkaniem dla Miłosierdzia.
A jeśli to naprawdę miłość?
W świecie, gdzie miłość bywa mylona z potrzebą, przyjemnością czy pożądaniem – Faustyna pokazuje, że prawdziwa miłość to nie uczucie, ale decyzja Boga, by cię nie zostawić. Boża miłość nie czeka, aż się poprawisz. Ona pierwsza przychodzi i mówi: „Zostań. Chcę cię.”
A ja? A ty?
Uciekamy.
Chowamy się.
Zakładamy maski?
Kiedy przychodzi Jezus – rozpoznajemy Jego głos nie po oskarżeniu, ale po tym, że wreszcie możemy przestać się bronić.
🌸 Pytania do refleksji
W świecie, gdzie wstyd potrafi paraliżować, a poczucie winy odcina od nadziei, ona szła pod prąd – Faustyna.
Nie była idealna. Miała chwile zwątpienia, zmęczenia, pytania bez odpowiedzi. A jednak – Miłość większa niż wstyd przemieniała każdy jej krok.
To nie moralna nieskazitelność czyni świętego, ale serce otwarte na Boga, który patrzy głębiej niż ludzkie oczy.
Spacerując z Faustyną, uczymy się, że Boże Miłosierdzie nie zatrzymuje się na naszych upadkach. Wręcz przeciwnie – właśnie tam zaczyna się cud.
1. W jakich momentach czuję, że muszę „zasłużyć” na miłość – wobec ludzi i wobec Boga?
2. Czy potrafię przyjąć własną nędzę bez wstydu?
3. Co by się zmieniło, gdybym naprawdę uwierzyła, że jestem już kochana?
🌸 Modlitwa: O serce ufne jak u Faustyny
Jezu, który mnie znasz i nie odwracasz wzroku,
ucz mnie przyjmować Twoją miłość bez lęku.
Nawet gdy moja dusza jest pełna cieni,
Ty jesteś Światłem.
Pozwól mi usłyszeć Twój Głos Miłości i odpocząć w Tobie.
Jezu, ufam Tobie.
🌸 Cytat na zakończenie:
„Nie lękaj się, duszo grzeszna, swego Zbawiciela. Pierwsza zbliż się do Niego, bo Ty masz największe prawo do Jego miłosiernego Serca.” — św. Faustyna Kowalska
🌸 Dołącz do cyklu „Święte Kobiety i ich wewnętrzna siła” – podziel się tą duchową rozmową z Faustyną i pomóż innym kobietom odnaleźć Miłość większą niż ich wstyd.
Like. 💛 Share. Leave a comment. 🌸💛
A może chcesz poznać:
🌸🌿 Udostępnij ten duchowy spacer tym, które dziś błądzą – niech mądrość serca św. Faustyny przyniesie ukojenie duszom zagubionym w hałasie świata.
PS.
Wybierz się na swój osobisty spacer.
Jej święto obchodzimy 5 października, ale ona mówiła, że pragnie być blisko nas zawsze, szczególnie tam, gdzie serce woła o litość i nowe życie.
W ten dzień możesz zapalić świecę miłosierdzia i… pozwolić, by On przyszedł pierwszy.
To dusza mistyczna, cicha jak rosa na porannej hostii. Uczy, że nawet największy ból może być mieszkaniem dla miłosierdzia. Nie była teologiem – była sercem. I tym sercem słuchała Boga, który mówił do niej o nadziei dla świata.
Zostawiła nam obietnicę:
„Dusza, która zaufa Mojemu Miłosierdziu, jest najszczęśliwsza, bo Ja sam troszczę się o nią.”(Dzienniczek, nr 1273)
Kiedy czujesz, że nie wiesz, jak się modlić, że słowa nie mają siły – możesz po prostu westchnąć jak ona:
„Jezu, ufam Tobie.”
To modlitwa, która rozjaśnia najciemniejsze miejsca w sercu. Nie trzeba więcej.
Komentarze