Rozdział 2 - Adwentowa droga do Domu Chleba: Szok Marcela
- Beata
- 6 dni temu
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 5 dni temu
Adwentowa droga do Domu chleba trwa
Marcel przełknął ślinę.
– Gabi… Gabi, obudź się… – wyszeptał, potrząsając delikatnie ramieniem siostry.
Gabi westchnęła, przekręciła głowę w drugą stronę próbując dalej spać.
Wtedy trochę już mocniej szturchnął ją piętą. Poirytowana sześciolatka otworzyła oczy. Na początku uśmiechnęła się, sądząc, że nadal jest owinięta w ciepły koc w samochodzie. Ale gdy zobaczyła dziwny widok przed wielbłądem i twarze obcych ludzi, zamarła.
– Marcel… gdzie…? -
– Nie wiem – odpowiedział cicho. – Ale jesteśmy naprawdę daleko od domu. -
Gabi ścisnęła go mocno za ramię, do oczu napłyneły jej łzy, ale nie miała odwagi głośno zapłakać. Chciała do mamy, do domu.. do łazienki!
Ludzie zaczęli zsiadać ze swoich zwierząt lub siadać - najczęściej na ziemi – ci, którzy szli Rrozciągać nogi, by choc chwile odpocząć przed dalszym marszem.
Mężczyzna prowadzący wielbłąda spojrzał na Marcela i wskazał ziemię.
– Chcecie zejść? – jakimś obcym językiem mruknął do dzieci, choć nie był pewien, czy rozumieją jego słowa.
Marcel pokręcił głową. Gabi również.
- Mama powiedziała, żeby nie rozmawiać z obcymi – szepnęła przez zaciśnięte zęby.- I nigdzie z nimi nie iść.. czy nas porwali? -
- Nie pleć. Nie! Na pewno nie! Wszystko się zaraz wyjaśni. -
Dzieci obserwowały otoczenie z góry. Kobiety rozpakowywały małe skórzane bukłaki z wodą i worki z owocami. Mężczyźni sprawdzali pasy, poprawiali ładunki na grzbietach zwierząt. Wielbłądy sapały spokojnie, żując suche źdźbła.
Mężczyzna jeszcze raz, już trochę łagodniej, zwrócił się do dzieci.
- To ostatnia szansa zanim ruszymy i wskazał na pobliskie gęste krzewy laurowca, z których co chwilę ktoś wychodził.
Tym razem Gabi i Marcel pokiwali głowami, że tak.
– Okej…tylko szybko – mruknął, uśmiechając się trochę pod wąsem. Pomógł dzieciom wyjść z kosza i po chwili - wejść z powrotem.

Szok Marcela
Dzieci zeszły na ziemię trochę oszołomione. Rozglądając się dookoła i oceniając teren zerknęły na siebie niepewnie. Gabi wyciągnęła rękę do przodu wskazując na kępkę pokrytą gęsto listkami.
-Ja pierwsza, ty za mną, okej? -
Marcel, próbując wyglądać odważnie, chciał ją wyprzedzić i potknął się o własny but, nie zdążył w samochodzie zawiązać sznurówek i tak zostało. Przewrócił się i padł jak długi lądując głową w miękkim piasku. Gabi wybuchnęła śmiechem, a Marcel czerwony ze wstydu próbował udawać, że to część jego „wielbłądowej akrobatyki”. Wielbłąd, jakby na złość, prychnął cicho, a dzieci zgodnie stwierdziły, że zwierzę chyba też się śmieje.
I tak toczy się dalej Adwentowa droga do Domu Chleba, w której każdy krok wielbłąda i dzieci przynosi nowe pytania, zdumienie i nieoczekiwane spotkania.

Komentarze